

Sposób 1. „szelka z pętli”
Potrzeba zoptymalizowania pracy sprawiła, że szukałem lepszego rozwiązania dla noszenia nieporęcznego halligana, który niejednokrotnie trzeba zabrać ze sobą i wnosić po schodach wraz z kasetonem, prądownicą, kamerą termowizyjną itd.
Nie są to patenty szczególnie wyszukane i na pewno nie okrzyknąłbym ich złotym standardem, jest to natomiast mój obecny konsensus i najlepsze rozwiązanie dla zamocowania tego narzędzia.
Co do sposobu pierwszego. Po kilku próbach uznałem, że pozycja halligana oraz jego umiejscowienie nie stwarza niebezpieczeństwa dla ratownika. Taka kombinacja jest dość wygodna i praktyczna. Co więcej, przygotowanie takiej konfiguracji od A do Z to koszt około 10-15 sekund który oszczędza nam trudów w dalszej części działań.
Jest to wyłącznie propozycja i z miłą chęcią skonfrontuję ją z opiniami, pytaniami i wątpliwościami.
Przewaga tej konfiguracji lub jej słabość zależeć będzie również od halligana. Ten prezentowany na zdjęciu jest jednak najczęściej spotykanym w jednostkach i spisuje się poprawnie w powyższym rozwiązaniu.
Sprawna „procedura” zakładania pętli daje rezultat 10-15 sekund od wyciągnięcia pętli z przybornika do założenia halligana na ramieniu.
Robię to w ten sposób:
(najedź na zdjęcia poniżej, aby wyświetlić opis)
W pozycji klęczącej halligan nie sprawia problemu do momentu rozpoczęcia poruszania się w niskiej pozycji. Nie to jest jednak celem tej konfiguracji. Chcemy uzyskać wolne ręce np. podczas „rozwijania się” po schodach. Pętla używana przeze mnie ma 120 cm. Na zdjęciach zaczepia ona o sygnalizator bezruchu, trzeba uważać, by się nie odpiął. W moim przypadku pętla nie wywierała większej siły na sygnalizator, a ten dodatkowo poprawiał komfort, przez „ustabilizowanie” halligana na ramieniu. Ogólnie ten sposób oceniam jako wygodny i zdecydowanie lepszy od tradycyjnego ręcznego przenoszenia. Podczas zakładania należy szczególnie mocno dociągnąć „krawat” przy „kolcu” i „klinie” halligana, gdyż pętla może się zsunąć. Ja jednak podczas testów nie miałem z tym problemu. Wygodnie i stabilnie. Sprawdźcie sami.
Sposób 2. „na samuraja”
Poniżej prezentuję drugi sposób noszenia halligana. Zupełnie jak wyżej, zaleca się przetestowania patentu na własnej skórze i własnym sprzęcie, tak by wybrać swój ulubiony sposób lub go wykluczyć.
Sposób 2. wymaga większego przygotowania, czy też treningu. Musimy oswoić się z bezpiecznym (asekuracyjnym) wkładaniem halligana za szelkę, i jego wyciąganiem. Podczas tej czynności wykorzystujemy spory obszar wokół nas (również nad nami) i powinniśmy wyrobić pamięć mięśniową dla poprawnego używania tej metody. Nie jest to jednak przeciwwskazanie i osobiście z miłą chęcią załączam ten „patent” do palety rozwiązań i sposobów, których mogę użyć.
Wsunięcie narzędzia może wykonać drugi strażak z roty, przez co zminimalizuje ryzyko, mając narzędzie pod kontrolą wzroku.
Po kilku powtórkach „mocowania” narzędzia zapoznamy się z wadami tej metody i zminimalizujemy ryzyko uderzenia kogoś lub czegoś. Podobne ryzyko generujemy z resztą podczas odpalania sprzętu spalinowego ciągnąć za linkę rozruchową, ubierając aparat „przez głowę”, czy używając sprzętu burzącego. Ocena otoczenia przed ww. czynnościami powinna być naszym nawykiem!
Osłonięcie dłońmi ostrych końców narzędzia (jak na pokazanych niżej zdjęciach) dodatkowo zwiększy bezpieczeństwo podczas manewrowania halliganem.
Subiektywnie, sposób 2. zapewnia lepszą stabilność i ergonomię od metody z pętlą wielofunkcyjną (sposób 1.), za to metoda 1. jest szybsza.
(najedź na zdjęcie aby wyświetlić opis)
Chodziłem, truchtałem, przechodziłem przez kabinę samochodu i poruszałem się „kaczym chodem”. Mogę powiedzieć, że narzędzie nie dawało się we znaki, a czasem zupełnie nie było odczuwalne (pozycja stojąca). Halligan nie zagraża mojej głowie, szyi, nie wbija się w żadną część ciała i nie jest w stanie uszkodzić noszaka aparatu przy okazyjnym stosowaniu tej metody Jest stabilnie i dość wygodnie wbrew pozorom. Kolec z klinem nie zagrażają elementom aparatu czy ciału Narzędzie wsunięte jest podobnie jak miecz wojownika w niejednej kreskówce 🙂 Wadą tej metody jest to, że podczas pochylania się, szybszego poruszania i pozycji skrętnych powiększamy obrys naszej osoby i stwarzamy niebezpieczeństwo dla otaczających nas osób lub mienia (w zrozumiałym, oczywiście, stopniu) Choć narzędzie zsuwa się przy podobnych jak na zdjęciu ruchach nie jest w stanie wypaść lub znacząco odchylić się do boku utrudniając poruszanie się.
Jeden ze sposobów wygodniejszego, a przy tym asekuracyjnego wyciągania narzędzia.
>>Warsztaty szkoleniowe „Wolne ręce dla rot” [GALERIA!!!]<<
Zobacz także:
10 komentarzy
Dobry patent 😀 A co sądzisz o minimalnym poluzowaniu jednego z pasów naramiennych i usadzenie halligana, między butlą, a stelażem? Pozdrawiam! Świetny blog i cała strona, zaglądam codziennie 🙂
Hej. Michał! 🙂 Bardzo mi miło, dziękuję.
Ten patent który opisujesz czeka na sfotografowanie na służbie (ale przez ostatnie kilka w tył nie miałem do tego głowy, a często i czasu). Dodam go do tego artykułu 🙂
O ile dobrze zrozumiałem oczywiście. O to chodzi? https://drive.google.com/open?id=1QYW-ZzjcGVDUD0Yqx1USSZDh8gSN_xMh
EDIT: Artykuł uzupełniony 🙂
Czy na plecach jest w miarę bezpiecznie dla kręgosłupa przy ewentualnym upadku??
@Remigiusz Jest to jednek kawał żeliwa o który możemy się uderzyć, jeśli nie większą częścią kręgosłupa to np. jednym kręgiem. Nie zdarzyło mi się nigdy upaść na plecy (co oczywiście nie jest argumentem ostatecznym, bo zawsze może mnie to spotkać). Ta technika jest krótkotrwała i służy głównie do transportu halligana pod drzwi pożaru.
Jeśli chodzi o końce halligana (szczególnie kolec i klin) nie ma zagrożenia dla naszego ciała.
Polecam samemu sprawdzić i wyciągnąć wnioski.
Pozdrawiam!
Dziękuję za odpowiedź pozdrawiam
Dobry patent 😀 A co sądzisz o minimalnym poluzowaniu jednego z pasów naramiennych i usadzenie halligana, między butlą, a stelażem? Pozdrawiam! Świetny blog i cała strona, zaglądam codziennie 🙂
Dziękuję za odpowiedź pozdrawiam
Czy na plecach jest w miarę bezpiecznie dla kręgosłupa przy ewentualnym upadku??
@Remigiusz Jest to jednek kawał żeliwa o który możemy się uderzyć, jeśli nie większą częścią kręgosłupa to np. jednym kręgiem. Nie zdarzyło mi się nigdy upaść na plecy (co oczywiście nie jest argumentem ostatecznym, bo zawsze może mnie to spotkać). Ta technika jest krótkotrwała i służy głównie do transportu halligana pod drzwi pożaru.
Jeśli chodzi o końce halligana (szczególnie kolec i klin) nie ma zagrożenia dla naszego ciała.
Polecam samemu sprawdzić i wyciągnąć wnioski.
Pozdrawiam!
Hej. Michał! 🙂 Bardzo mi miło, dziękuję.
Ten patent który opisujesz czeka na sfotografowanie na służbie (ale przez ostatnie kilka w tył nie miałem do tego głowy, a często i czasu). Dodam go do tego artykułu 🙂
O ile dobrze zrozumiałem oczywiście. O to chodzi? https://drive.google.com/open?id=1QYW-ZzjcGVDUD0Yqx1USSZDh8gSN_xMh
EDIT: Artykuł uzupełniony 🙂